
Zidentyfikowanie problemu i wyjście poza ego pozwala mu żyć w zaufaniu i według woli Boga.
Chciałbym zdefiniować pojęcia stanowiące temat tego numeru, ponieważ uważam, że kiedy trafnie określimy problem, dochodzimy do rozwiązania. Rozumiem poczucie winy jako zdrowe i właściwe uczucie dyskomfortu, które pojawia się, gdy wyrządzam krzywdę sobie lub komuś innemu. To wbudowane przypomnienie, że powinienem podjąć działania, aby skorygować swoje zachowanie i zadośćuczynić za nie (jeśli skrzywdziłem kogoś i mogę to zrobić, nie wyrządzając dodatkowej szkody). Poczucie winy pomaga mi także powstrzymać się od podobnych działań w przyszłości.
Wstyd to doświadczenie, którego doznaję, gdy walczę z rzeczywistością moich ograniczeń. Wydaje mi się, że jestem silniejszy lub mam większą sprawczość, niż jest naprawdę (to pycha). Kiedy popełniam błąd, obwiniam siebie, ponieważ nie sprostałem temu, co – jak uważałem – byłem w stanie zrobić w danym momencie. Wstyd jest czymś, co mój sponsor określa jako największy cios, jaki możemy sobie sami zadać. Bawię się w Boga, osądzam siebie, walczę z faktem mojej bezsilności, karzę się i próbuję zmusić siebie do zmiany zachowania. Ja, ja, ja, ego, ego, ego. Nikt inny nie jest w to zaangażowany; to nikomu nie pomaga, paraliżuje moją przydatność i zdolność bycia obecnym, a co najważniejsze – oddziela mnie od Boga. Wstyd to ostatni bastion ego wobec bezsilności.
Strach to doświadczenie, które pojawia się, gdy znów zachowuję się jak aktywny agnostyk. Kiedy ulegam strachowi, żyję tak, jakby Boga nie było albo jakby nie był wystarczająco potężny, by się mną zaopiekować.
Rozwiązaniem dla wstydu jest przyjęcie rzeczywistości moich ograniczeń i osiągnięcie pokory, by zobaczyć siebie we właściwych proporcjach. Muszę zaakceptować, że istnieje ON, który ma CAŁĄ moc – i nie jestem NIM ja, Luke. W Kroku Pierwszym w Białej Księdze Roy wypowiada głębokie stwierdzenie na stronie 109:
Nie ma nic złego w tym, że jesteśmy całkowicie bezsilni wobec siebie. To w tym właśnie miejscu łączymy się z całą ludzką rasą. A najlesze jest to, że jak przyznanie się do bezsilności wobec żądzy jest kluczem do naszej trzeźwości seksualnej, tak przyznanie się do bezsilności wobec naszych wad jest kluczem do naszej trzeźwości emocjonalnej. Zwycięstwo przez bezsilność dzięki łasce Boga – co za wspaniałe, uwalniające odkrycie!
To samo przesłanie można znaleźć w Wielkiej Księdze AA w części, która mówi o egoizmie i skoncentrowaniu na sobie jako źródle naszych (ludzkości) problemów (AA 62).
A więc my, alkoholicy, musimy przede wszystkim wyzbyć się tego samolubstwa; musimy albo ono nas zabije! Bóg sprawia, że staje się to możliwe. Jakże często wydaje się, że nie ma sposobu by całkowicie wyzbyć się własnego “ja” bez Jego pomocy. Wielu z nas miało w sobie dostatecznie dużo zasad moralnych i przekonań filozoficznych ale mimo, że bardzo chcieliśmy, nie potrafiliśmy według nich żyć. Nie byliśmy również w stanie ograniczyć naszego skupiania się na sobie ani przez samo myślenie życzeniowe, ani przez próby oparcia się na naszej własnej sile. Musieliśmy otrzymać pomoc Boga.
A zatem rozwiązaniem dla wstydu jest przyjęcie i życie zgodnie z Krokiem Trzecim – najpierw przekonanie się, że życie oparte na ego nie może być udane, rezygnacja z zabawy w Boga i uczynienie Boga moim kierownikiem i pracodawcą. Moje przyznanie się do bezsilności jest kluczem do celi, w której więzi mnie ego.
Rozwiązanie dla strachu jest niezwykle proste, ale przerażające. Muszę zacząć praktykować zaufanie nieskończonemu Bogu zamiast skończonemu sobie. Robię to w sposób bardzo praktyczny, skupiając się na Bogu, a nie na myślach dyktowanych przez strach, gdy się pojawiają. Proszę Boga, aby usunął mój strach i skierował moją uwagę na to, kim On chce, bym był. Jaka jest moja rola tutaj, Boże? Jak tutaj działasz, Boże?
Moje lęki bardzo szybko znikają, jeśli nie są karmione i podlewane – tak jak wszystkie przejawy ego. Dodatkowo, jeśli mogę stawić czoła swojemu strachowi bezpośrednio, natychmiast wyparuje. Mogę mieć jeszcze dodatkowe rzeczy do zrobienia lub sprawy do załatwienia, ale strach zniknie, a on naprawdę jest jedynym problemem. Z rzeczywistością zawsze mogę sobie poradzić. Strach nie jest prawdziwy. Strach jest jak fatamorgana pojawiająca się wiele kilometrów od prawdziwej wody na pustyni.
Luke H., Portland, Oregon, USA