I Am the Only Person I Can Change

Jestem jedyną osobą, którą mogę zmienić – a to wystarczająco trudne

Spróbuję podzielić doświadczeniem, siłą i nadzieją, ponieważ dotykają one roli, jaką mój ojciec Roy K. odegrał w moim uzależnieniu oraz zdrowieniu. To była wyboista droga dla nas obu, z powodu naszego uzależnienia i wad charakteru.

Oczywiście nasze konflikty i kłopoty nie były prawdziwym problemem. Po prostu wtedy tego nie widzieliśmy. Wpadliśmy w pułapkę obwiniania, jeden starając się naprawić drugiego, zamiast patrzeć do wewnątrz, aby naprawić siebie. Próbowaliśmy posprzątać podwórka tego drugiego, zamiast swoje własne. Wystarczająco trudno jest zmienić samego siebie, jednak niemożliwe zmienić innych. Tak naprawdę stwierdziłem, że nie mogę zmienić siebie bez praktykowania duchowych zasad znalezionych w SA. Zasad takich jak przebaczenie i akceptacja innych takimi, jakimi są. „Żyj i pozwól żyć innym” - to droga do pokoju.

Żałuję, że z moim ojcem nie mogliśmy tego osiągnąć, aż do czasu gdy umierał na raka. Było to we wrześniu 2009 roku. To w czasie jego ostatnich chwil zasłona opadła i zobaczyliśmy siebie nawzajem w prawdzie. Nasze serca połączyły się w całkowitym przebaczeniu i pojednaniu. Dzięki Bogu. Byłoby to bardzo smutne, gdyby odszedł nie doświadczając tego.

Moje uzależnienie zaczęło się na długo zanim doświadczyłem żądzy czy seksu. Zaczęło się od cierpienia i traumy, które później wymagały uśmierzenia za pomocą żądzy. Zaczęło się to u mnie w wieku przedszkolnym. Tata był pogrążony w swoim seksoholizmie, nieobecny większość czasu, goniąc za Ostatecznym Zaspokojeniem, jak to nazywa w Białej Księdze. W domu był emocjonalnie niedostępny. Rzadko zajmował się rodziną, chyba tylko po to, żeby się na nas wściekać, gdy mu przeszkadzaliśmy. Te chwile były przerażające. Doskonały przykład to czas, gdy jechaliśmy rodziną samochodem. Siedziałem na tylnym siedzeniu stukając palcami w tapicerkę. Odwrócił się w czasie jazdy ze wściekłą twarzą krzycząc: „Jeśli nie przestaniesz, zjadę samochodem z drogi!” Z tatą nigdy nie było nudno. Byłem sparaliżowany. Nie mogłem myśleć ani się ruszyć. To było jak porażenie prądem. Zdrętwiałem z szoku.

Takie wydarzenia spowodowały, że wycofałem się chroniąc siebie, przyjmując taktykę przetrwania, aby poradzić sobie z życiem. Od tego zaczęło się moje uzależnienie. Potrzebowałem szczęśliwego miejsca, w którym mogłem się schować. Zostałem marzycielem. Moją ucieczką stały się fantazje. Kompulsywne jedzenie łagodziło ten lęk. Później książki science-fiction zabrały mnie do innych światów. To było nieustanne i nawykowe - zalążek uzależnienia. Przed okresem dojrzewania odkryłem masturbację. Od razu się uzależniłem. Uzależnienie bardzo szybko się rozwinęło. Przyniosło mi wielką ulgę. Miało działanie narkotyczne, które utrzymywało się jeszcze długo po samym akcie. Stało się moim narkotykiem z wyboru. Zauważ, jak często mój tata odnosi się w Białej Księdze do uzależnienia od seksu jak do narkotyku. To było lepsze niż jedzenie i fantazje. Ale te nałogi też oczywiście utrzymywałem. Wtedy byłem seksoholikiem w czwartej klasie!

Kiedy wszedłem w okres dojrzewania i odkryłem dziewczyny, fantazjowanie nabrało romantycznego, erotycznego charakteru - paliwa rakietowego dla mojej choroby. Byłem zbyt nieśmiały, by rozmawiać z dziewczynami, ale na pewno potrafiłem o nich fantazjować. Życie w głowie uwięziło mnie w samym sobie, nie umiałem nawiązywać relacji z dziewczynami. Paraliżował mnie strach, więc bardzo dbałem o to, żeby ten strach zagłuszać. Wcześniej byłem emocjonalnie sponiewierany, uwierzyłem więc, że jestem wadliwy i niechciany. Uważałem nawet, że jestem fizycznie brzydki. Dekady później dowiedziałem się, że nic z tego nie było prawdą. Czułem się niedopasowany, więc bałem się, że skompromituję się z dziewczynami i zostanę odrzucony. Przerażało mnie odrzucenie. Miałem bardzo głęboką potrzebę jakiś środków odurzających. Kiedy miałem 15 lat, dodałem więc do tej mieszanki narkotyki.

Teraz wiem, że tata nigdy nie chciał, żeby tak było. Nie był osobą wredną. Nie stosował przemocy fizycznej. Miał czułe serce. Kochał nas, ale doświadczanie miłości i wściekłości w tym samym domu było dla nas dezorientujące. Choroba spowodowała, że zachowywał się irracjonalnie i odreagowywał. Moja choroba zrobiła ze mną to samo, ale w mniejszym stopniu, dzięki temu, że tata zaczął zdrowieć i się zmienił. Nie potrafił kontrolować swoich wybuchów, niezależnie jak bardzo się starał. Kiedyś, gdy byłem nastolatkiem, wpadł w szał i słownie mnie sponiewierał za drobne wykroczenie, które nie było wielkim problemem. Potem był zdruzgotany. Płakał ze smutku, gdy próbował mnie pocieszyć.

W każdym razie moje fantazje erotyczne postępowały do kradzieży magazynów dla dziewcząt ze sklepu na rogu, do filmów pornograficznych i wideo, a następnie do małżeństwa. Jak wielu z nas, myślałem, że posiadanie moralnego ujścia dla seksualności rozwiąże problem. Nie rozwiązało. Wkrótce żona wielokrotnie mnie nakryła. Potem było zranienie i złość - czuła się zdradzona. Myślała, że wyszła za mąż za inną osobę. Nie wiedziała, że prawdziwy ja uwielbiał ukrywać, trzymać tajemnice, takie jak cyber sex, flirtować, uwodzić, podrywać, gonić za intrygą i tym, co zakazane. Zaufanie zniknęło. Nie mogłem się powstrzymać od flirtowania z innymi kobietami w jej obecności. Wow. Boli mnie wspomnienie, jak ją skrzywdziłem na tyle sposobów. Jestem wdzięczny, że nie muszę tego robić z obecną żoną i cenną partnerką życiową.

Wiele razy próbowałem przestać, ale nie mogłem. Zwracałem się w stronę moich przekonań religijnych, aby spróbować zdrowieć. Próbowałem terapii i książek samopomocowych. Myślałem, że może mnie naprawić ktoś lub coś zewnętrznego w stosunku do mnie samego, nie zdając sobie sprawy, że to myślenie magiczne. Jasne, nauczyłem się wielu przydatnych rzeczy, które pomagają mi do dziś, ale wiedza i przekonania nie chronią przed uzależnieniem. Nie zdawałem sobie sprawy, że aby wygrać, będę musiał przegrać. Nie zdawałam sobie sprawy, że aby wyzdrowieć, potrzebne będzie działanie z mojej strony oraz gotowość do całkowitej zmiany sposobu życia.

Do tego czasu mój tata wytrzeźwiał seksualnie i był na programie zdrowienia. W naszym mieście nie było wtedy programu uzależnienia od seksu. Wstąpił do AA, żeby leczyć swój seksoholizm. Przez kilka lat radził sobie w AA. To właśnie poprzez AA poznał zasady 12 kroków zdrowienia, które miały stać się fundamentem Anonimowych Seksoholików. Zadośćczynił wobec rodziny, ale nie miał doświadczenia, żeby robić to bezproblemowo. Zraził nas do siebie w czasie tego procesu. My też mieliśmy w tym swoją rolę. Próbował na mnie Dwunasty Krok, mimo że nie byłem na to gotowy. Wyciągnąłem jednak z tego doświadczenia wnioski. Nie popełniłem tych błędów z moją rodziną, gdy wytrzeźwiałem, choć popełniłem mnóstwo innych błędów. Wtedy nie chciałem tego, co on miał. Kłóciłem się z nim o jego definicję trzeźwości. Przecież w masturbacji nie ma nic złego - mówiłem. Musiałem tylko nad tym zapanować. Później zrozumiałem, że dobro i zło nie mają z tym nic wspólnego.

Uważałem, że jego definicja trzeźwości wynika z jego chrześcijańskich przekonań. Skończył seminarium i był pastorem pomocniczym w lokalnym kościele. Odszedł z tej posługi, żeby móc się uruchamiać bez żadnych ograniczeń. Pamiętam, jak przyprowadził do domu dziwkę i przedstawił ją rodzinie. Chyba chciał jej pomóc, ale czułem się bardzo dziwnie. Dopiero po latach dowiedziałem się, kim była. Czy poznał ją, kiedy się uruchamiał? Nadal tego nie wiem. Seksoholicy potrafią robić szalone, chaotyczne rzeczy.

Po kilku latach trzeźwości seksualnej przyznał się do uzależnienia od religii, dlatego nigdy potem nie wstąpił już do żadnego kościoła. Ja też przez to przeszedłem, idąc chyba za jego przykładem. Teraz wiem, że definicja trzeźwości SA odnosi się nie do moralności, ale do realności naszej chorej kondycji. Moralność nie jest głównym problemem, gdy uzależnienie jest zachowaniem dominującym. Parafrazując Białą Księgę, usunęliśmy się z kontekstu dobra i zła. W jednym z jego tekstów poza-programowych przeczytałem, że uważał ludzi hetero i homo za zasadniczo takich samych w tym, co nazwał ich pseudo-seksualnością żądzy.

W miarę postępu mojej choroby i coraz bardziej bolesnych konsekwencji, stałem się otwarty na wysiłki Taty, żeby do mnie dotrzeć. Posłuchałem jego rady i tak jak on wstąpiłem do AA. W AA powstrzymywałem się od uruchamiania się seksualnie przez pięć lat, zanim miałem nawrót. Nadal żyłem żądzą. Nie rozumiałem, że żądza to pierwszy kieliszek. Prawdopodobnie, nie chciałem zrozumieć. Skupiłem się na tym, żeby się nie uruchamiać, a jednocześnie, żeby trzymać się żądzy. Żyłem w zaprzeczeniu - jak każdy seksoholik. Byłem jak alkoholik, który jest zdecydowany nie wypić całej butelki, wierząc, że jeden kieliszek to nie problem.

Wiele lat później, gdy zacząłem kapitulować wobec żądzy na co dzień, odkryłem ku mojemu zaskoczeniu, że nie mam już ochoty oglądać pornografii, masturbować czy uruchamiać się seksualnie. Gdy nie ma pierwszego kieliszka, nie ma wyzwalacza, żeby się napić.

Podczas tych pierwszych pięciu lat w AA miałem abstynencję, ale nie byłem trzeźwy. Nadal byłem szalony, nadal reagowałem w chory sposób i byłem emocjonalnie odurzony konfliktami i lękami. Nie potrafiłem odczuwać emocji. Przepełniały mnie pretensje, urazy i złość. Także oczywiście miałem nawrót. Później spróbowałem jeszcze raz i miałem kolejne pięć lat abstynencji przed ponownym nawrotem. W tym czasie pojawiały się już inne programy uzależnienia od seksu. Właśnie na jednym z nich miałem kolejne pięć lat abstynencji. Jednak wciąż umykało mi przyznanie, że żądza była pierwszym kieliszkiem. Pozwolono mi określić własną definicję trzeźwości, więc nie uwzględniłem w niej żądzy. Miałem nawrót po raz trzeci.

Ta faza zdrowienia w połowie lat 1980-tych nie doprowadziła mnie do przyznania się do bezsilności wobec żądzy ani do gotowości do kapitulacji. Stało się to dopiero 25 marca 2014 roku, kiedy to w końcu dołączyłem do Anonimowych Seksoholików. Pięć lat po śmierci mojego taty. Od tamtej pory nie mam ochoty się uruchamiać, kiedy oddzieliłem żądzę czerwoną linią. Szkoda, że mój tata nie doczekał mnie we wspólnocie Anonimowych Seksoholików. Byłoby to dla niego ogromne przeżycie, gdyby zobaczył mnie tu dzisiaj, przemawiającego na zlocie SA w Armenii! Dla mnie to ogromne przeżycie!

Za każdym razem, gdy rozpoczynałem jeden z tych pięcioletnich okresów abstynencji, czułem, że sięgam dna. Teraz widzę, że moją motywacją był strach przed tragicznymi konsekwencjami. Wciąż próbowałem kontrolować chorobę, wybiórczo przyjmując elementy programu, zamiast zaakceptować całkowitą kapitulację. Decydowałem o działaniach, które podejmę lub nie, na podstawie tego, na co miałem ochotę - półśrodki. Jak na przykład zdobycie sponsora, ale nie korzystanie z jego pomocy, albo rozpoczęcie pracy na Krokach, ale zatrzymanie się na Kroku 4, itd. Próbowałem wykręcić się robiąc jak najmniej, zamiast uczynić ten program sposobem na życie i robić wszystko, co trzeba, żeby utrzymać trzeźwość. Tym programem kierowałem ja, a nie Siła Wyższa.

Dzisiaj mam dowód na to, że sięgnąłem dna. Pozwalam, żeby to program posługiwał się mną. Jeśli program chce, żebym stanął na głowie, że tak powiem, to stoję na głowie. Jeśli Biała Księga wzywa do okresu wzajemnej abstynencji seksualnej w małżeństwie, abym mógł zdrowieć z żądzy, to niech tak będzie. Działania programowe mogą być trudne. Jestem osobą uzależnioną. Nie znoszę trudności. Chcę przed nimi uciec lub zakryć je środkami odurzającymi. Dziś jest jednak inaczej. O ile utrzymuję zdrową kondycję duchową dzień po dniu, rezygnuję z walki i jestem gotów przejść przez trudy i cierpienia bez uciekania się do środków odurzających.

Dzisiaj dzwonię lub wysyłam wiadomość tekstową zanim się uruchomię, a nie po fakcie. Dziś na mitingach dzielę się rozwiązaniem, zamiast zrzucać na innych problemy. Nieustannie pracuję nad krokami. Pełnię wiele służb w SA, jak również na programach zdrowienia z kompulsywnego jedzenia i narkotyków. Dzwonię do sponsora raz w tygodniu lub częściej. Jestem sponsorem. Lista działań związanych z tym stylem życia ciągnie się w nieskończoność. Koniec z półśrodkami.

Moje drugie małżeństwo jest teraz niewiarygodnie wspaniałe, gdy nie jest zanieczyszczone żądzą. Moja żona wie, że jest bezpieczna. Ufa mi. Częściowo dzięki naszym okresom abstynencji od seksu, nie ma żądzy w naszym łożu małżeńskim. Mamy taką miłość, koleżeństwo, bliskość i fizyczne zjednoczenie, o których nawet nie wiedziałem, że są możliwe. To wynika z praktykowania zasad zdrowienia, które odkrył mój tata i o których pisał w Białej Księdze. Nie mam już oporów przed tymi pomysłami. Koniec z postawą pogardy zanim zbadam sprawę albo paraliżu poprzez przesadzone analizowanie problemów. Cóż, w większości przypadków. Nic z tego, co tu opisuję, nie jest idealne. Bardziej trafne jest stwierdzenie, że robię postępy. Już nie czekam, aż będę miał ochotę na praktykowanie tych zasad. Podejmuję działania - a entuzjazm przychodzi potem. W każdym razie w większości przypadków. Czasami, gdy działanie programowe naprawdę wydaje się przeciwieństwem tego, co mam ochotę zrobić, wpadam w samowolę i stawiam opór. Nie zajmuje mi jednak dużo czasu, żebym się obudził i powrócił do działania.

Uważam, że u podstaw mojej niechęci i oporu leżał lęk i samouwielbienie. Aby zdrowieć, musiałem w pełni doświadczyć bolesnych konsekwencji braku gotowości. To właśnie skłoniło mnie do poddania się zasadom programu. Musiałem zmierzyć się z desperackimi, ukrytymi lękami. Pewnego dnia, gdy desperacja wciągnęła mnie w głębię rozpaczy, modliłem się i dałem Bogu pełne pozwolenie, żeby zrobił wszystko, co będzie potrzebne, żeby rzucić mnie na kolana i żebym skapitulował. Czekałem wtedy, myśląc, że stanie się coś strasznego. Myślałem, że Bóg mógłby złamać mojego ducha, rzucić mnie na ziemię z okropnymi konsekwencjami, że znowu zacznę się uruchamiać. Jak karzący rodzic.

Zamiast tego zostałem zabrany na skraj przepaści i pokazano mi mój koniec. Z przerażeniem zobaczyłem, gdzie zmierzałem. To było po trzecim nawrocie choroby. Niedługo przedtem ponownie się ożeniłem i przestałem chodzić na mitingi czy realizować jakikolwiek program. Żądza stała się silniejsza i częstsza. Znowu zaczęła eskalować na porno w Internecie. Zaczynałem, a potem przysięgałem, jak za dawnych czasów. Próbowałem to kontrolować, zatrzymać, ale pojawiła się demoralizacja i depresja. Mimo to wciąż unikałem zdrowienia. Cały czas starałem się kontrolować i cieszyć się tym. W tym czasie wiedziałem już, że inny program S nie działa w moim przypadku. I wtedy pomyślałam: „O nie! Być może będę musiał pójść do SA i przyznać, że tata miał rację!” Właśnie wtedy, instynktownie wiedziałem, że będę musiał zrezygnować z żądzy. Cholera! Zatrzymałem się, nie potrafiłem postawić tego kroku, ale mój stan się pogarszał. W końcu zrozumiałem, że zaraz znowu wpadnę w pełne uzależnienie od seksu. To zrujnowałoby moją żonę, która wyszła za mnie myśląc, że skończyłem z uzależnieniem od seksu. Mogłem stracić kolejne małżeństwo. Miałem zostać wciągnięty z powrotem w otchłań choroby. To był moment absolutnej jasności. Jak wylanie wiadra lodowatej wody. Byłem zszokowany jasnością. W tym przebudzonym stanie poczułem prawdziwą grozę tej choroby. Wiedziałem, że będę musiał iść do SA, ale musiałem jeszcze zadziałać zgodnie z tą decyzją. Następnego dnia podeszła do mnie żona. Była spięta, ale nie kontrolująca. Zapytała, czy myślałem o powrocie na mitingi. Ulżyło mi. Byłem gotowy.

Dałem Bogu pozwolenie, żeby zrobił wszystko, co trzeba i w taki właśnie sposób On to zrobił. Byłem gotów pozwolić, by Bóg pokarał mnie ogniem. Zamiast tego otworzył mi oczy na przepaść, do której zmierzałem. Niektórzy z nas rzeczywiście doświadczają strasznych konsekwencji, ale nie wierzę, że to jest to samo, co kara od wściekłego rodzica. To Boży sposób motywowania nas, zrodzony z Jego wielkiej miłości i pragnienia, żeby nas uratować. Jest to warte każdej kropli krwi, którą musimy zapłacić. Wolność i radość płynące ze zdrowienia są po prostu niedostępne w inny sposób.

Jak więc wygląda poddanie się programowi w moim przypadku? To nie jest tylko postawienie Trzeciego Kroku, w którym podejmuję decyzję o powierzeniu mojej woli i życia Bogu. Krok Trzeci nie jest powierzeniem, czy kapitulacją. To tylko decyzja o rozpoczęciu stylu życia polegającego na powierzeniu i kapitulacji. Zawsze jest dowód kapitulacji, a tym dowodem jest konkretne działanie. Jeśli nie ma działania, nie skapitulowałem - działanie jak praca na Krokach, służba i używanie narzędzi programu.

Potem jest kapitulacja wobec ataków żądzy. Kiedy w końcu stałem się gotowy, nikt nie musiał mi mówić, żebym wykonał telefony czy wiadomości tekstowe do innych członków w duchu kapitulacji. W pierwszych dwóch latach bywały dni, że wykonywałem od trzech do pięciu telefonów dziennie. Od lat wiem, co robić, więc instynktownie robię wszystko, żeby zachować trzeźwość. Instynktownie modlę się za osobę, która wyzwala moją żądzę. Instynktowne jest dla mnie, aby się nie uruchamiać, bez względu na to, jak bardzo niekomfortowo się czuję. Jest dla mnie oczywiste, kiedy muszę zadzwonić do sponsora, itd. To proste, ale niełatwe. Choroba zawsze będzie się rozpychać.

Walka z żądzą to przegrana bitwa. Jak wejście na ring z bokserem wagi ciężkiej. Za każdym razem będzie mnie nokautował. Teraz mam jednak Wielkiego Brata, który wejdzie na ring za mnie i znokautuje tego oszusta. Jednak Wielki Brat nie zrobi tego, jeśli nie będę codziennie trenował tak, jakbym to ja miał wyjść na ring. Muszę zrobić to, co do mnie należy. Jak mówił tata: „Bez Boga nic nie mogę zrobić. Beze mnie Bóg nie będzie mógł”.

Mój trening składa się z takich rzeczy, jak cichy czas przed rozpoczęciem dnia, czytanie literatury programowej, praca na krokach, pełnienie służby, modlitwa, medytacja, wieczorem Krok Szósty, Siódmy i Dziesiąty, chodzenie na mitingi i robienie wszystkiego, co sugeruje Wielki Brat. Odkryłem, że kiedy żądza uderza, wysiłek kapitulacji nie zadziała, jeśli nie odrobię pracy domowej.

Trzeźwość to jedno, a zdrowienie to drugie. Zdrowienie oznacza radzenie sobie z życiem na jego warunkach. Oznacza radzenie sobie z wadami charakteru, które powodują konflikty, strach, poczucie winy, urazy i inne formy emocjonalnego upojenia. Jeśli nie będę uważać, upojenie emocjonalne doprowadzi do żądzy i upojenia seksualnego. Upojenie emocjonalne i żądza zawsze przynosiły cierpienie mnie i innym. Choroba ciągle szuka pretekstów do odrodzenia się, zawsze oferuje siebie jako ulgę. W miarę jak wady przechodzą pod kontrolę Siły Wyższej i powoli odzyskuję pokój ducha, choroba ma mniej do zaoferowania. Jednak, jak mawiał tata, „Nie jestem wolny od żądzy, ale jestem wolny, żeby nie kierować się żądzą”.

Wieczorna inwentura Kroku Dziesiątego jest kluczowa dla mojego zdrowienia i rosnącego pokoju ducha. Pokazuje mi wady, które są we mnie aktywne. W Kroku Szóstym staję się gotowy, aby Bóg je usunął. W Kroku Siódmym proszę Boga o ich usunięcie. Dawniej myślałem, że Krok Szósty oznacza stanie się gotowym do powstrzymania tych wad. Myślałem, że Krok Siódmy oznacza proszenie Boga o pomoc, żebym to ja je powstrzymał. Te interpretacje przechodziły przez filtr samowoli. Nie jestem w stanie kontrolować moich wad. Dlatego nigdzie z nimi nie zaszedłem. Jestem tak samo bezsilny wobec wad, jak wobec żądzy. Dziś proszę o gotowość, aby to Bóg je usunął. Proszę Boga, żeby je zabrał, czyniąc dla mnie to, czego ja sam nie mogę zrobić dla siebie. Tak samo z żądzą. Jeśli Bóg tego nie zrobi, to wady nie zostaną zabrane. A jeśli nie zostaną zabrane, oznacza to, że jest jeszcze coś dla mnie, czego mogę się nauczyć i rozwinąć. Teraz postrzegam modlitwy, które pozornie pozostają bez odpowiedzi, jako okazje do rozwoju. Podobnie jak inni przede mną mogę szczerze powiedzieć, że jestem wdzięczny za bycie zdrowiejącym seksoholikiem.

Wreszcie powinienem wspomnieć, że musiałem uzyskać pomoc z zewnątrz, aby utrzymać się na drodze zdrowienia i pozostać w miarę przy zdrowych zmysłach. Cierpiąc na chorobę dwubiegunową, musiałem poddać się terapii. Cierpienie i szaleństwo choroby psychicznej w dużej mierze napędzały moje uzależnienia. Nie pozwalały mi w pełni wejść na program. Mówi się, że urazy to zabójca numer jeden wśród uzależnionych. Zaobserwowałem u siebie i innych, że też trauma jest zabójcą osób uzależnionych. Moja żona jest na programie zdrowienia dwunastu kroków. Jest również pracownikiem jednej z najlepszych klinik leczenia traumy w USA, a jej wykształcenie i doświadczenie potwierdzają tę obserwację.

Dziękuję Wam za pomoc w zachowaniu trzeźwości. Niech Siła Wyższa błogosławi Was ponad wszelkie oczekiwania. Wciąż wracajcie bez względu na wszystko. Powtarzam jeszcze raz, wracajcie bez względu na wszystko.

Dan K., California, USA

Total Views: 422|Daily Views: 1

Share This Story, Choose Your Platform!